poniedziałek, 19 maja 2014

Rozkojarzona?

Cześć Kochane :)

Przepraszam że się nie pojawiałam i nie pisałam ale jestem zabiegana.
Z dietą różnie bywa, raz głodówka innym razem 400 kcal, najwięcej było 1000 więc nie jest najgorzej.
Dziękuję Wam za wiele rad i coraz bardziej się przekonuje że nie ma sensu trwać w moim związku...
Kompletnie się rozsypał.
W szkole chyba dobrze, chociaż ostatnio nie umiem się na niczym skupić, jestem taka rozkojarzona ;/
W ogóle mało co do mnie dociera. Babcia znów była w szpitalu.

Dziś zjadłam trochę barszczu i małą bułkę z pomidorem. W sumie może 300 kcal.

Jakoś nie umiem się pozbierać. Wszystko stało mi się tak bardzo obojętne.

Cóż lecę do Was może jakoś się zmotywuję ;)
Mam nadzieje że u Was lepiej :*
Trzymajcie się chudo :*

środa, 14 maja 2014

alkohol...

Cześć Chudzinki :*
Dziękuję Wam za wsparcie i za to że jesteście :* Jesteście wspaniałe :* <3

Te dwa (wczoraj i dziś) dni zawaliłam. Jak już Wam mówiłam szłam do koleżanki po szkole, chciałam trochę się odstresować, zapomnieć o wszystkim co złe. Tak siedziałyśmy i gadałyśmy, gdy Ela zaproponowała żebyśmy wypiły wino. Żadne nie, nie wchodziło w grę. Właściwie nawet tego chciałam, poczuć luz kompletny luz i wolność. Moje życie uczuciowe też się namieszało. Z narzeczonym oddalamy się od siebie, coraz mniej rozmawiamy- prawie w ogóle nie rozmawiamy, za to mój były (aktualnie mój przyjaciel) jest coraz bliżej, opiekuje się mną i pomimo odległości (600 km) która pojawiła się jak wyjechałam jest jedną z nie wielu osób które nie zniknęły. Która jest i będzie. Nie wiem co mam o tym myśleć :/ Ani co robić.
Najgorsze jest to że już nie mam pojęcia z kim chcę być.
Mój narzeczony wcześniej był też moim byłym. Skomplikowane, ale mam dwie miłości życia przed sobą i nie mam pojęcia którą wybrać.

Gubię się w uczuciach. Gubię się w tym co powinnam.

Za chwile zapomnienia zapłaciłam wysoką cenę, wiele wiele kalorii, sama nie wiem ile, nie chcę tego liczyć. Nie chcę się dołować. A od jutra znów ostro trzyma się bilansów! żadnego alkoholu, żadnego. Herbata, wspaniała czerwona bądź zielona herbata.
Głód przynajmniej obróci moje myśli, alkohol mi nic nie dał, kompletnie nic.
Czuję się pewniej tylko i wyłącznie dzięki temu że korzystając z rady którejś z was (chyba Karoliny Sowy), przepraszam że nie  jestem pewna, postanowiłam poszukać samoobrony dla kobiet, na pewno będą takie zajęcia :)\

poniedziałek, 12 maja 2014

Lęk...

Cześć chudzinki <3

Z góry Was przepraszam za tego posta, jest nie jasny i chaotyczny, ale musiałam to z siebie "wyrzucić" a nie chcę tego mówić narzeczonemu, nie chcę by wiedział że znów zaczynam sie bać, w najgorszych momentach gdy mieszkałam z przyjaciółką On zarywał noce by pilnować razem z swoimi kolegami czy wszystko jest w porządku żebym czuła się bezpieczna i załatwiał mi "opiekunów" na cały dzień. Ale teraz nie może tego zrobić wiec nie chcę go martwić, a wiem że za parę dni będzie lepiej .

Jeśli nie chcecie nie czytajcie.

Dzisiejszego dnia myślałam, myślałam bardzo dużo. Chciałam rezygnować - nie przez to że nie umiem sobie powiedzieć nie, w końcu zjadłam dziś tylko 260 kcal/400 kcal, ale to później, chciałam walczyć, walczę.
Tak właściwie nie wiem czy mam uznać ten dzień za miły czy nie. Dziś przekonałam się jak łatwo wydobyć z głowy najgorsze wspomnienia i jak łatwo odpalić zapałkę strachu. Panicznego, przeszywającego strachu.
Już wiem że ta noc będzie koszmarna. Będę znów 17 latką, będę patrzeć w ich okropne zimne niebieskie oczy, pełne nienawiści i pożądania. Będę słyszała ich głosy i śmiech. Będę nikim. Własnością, którą nigdy nie chciałam być.

W szkole było miło.
 Dziś dowiedziałam się że w szkole mówią na mnie "słodka" bądź "śliczna" gdy o mnie rozmawiają, może i większość by się cieszyła, ja? kiedyś pewnie też.
 Później moja nauczycielka powiedziała że teraz już zaczynam wyglądać jak prawdziwa księżniczka...
 To mną wstrząsnęło, przypomniało mi czasy o których chciałam zapomnieć, czas w których postanowiłam być gruba żeby być brzydka, żeby już nigdy żaden facet na mnie nie spojrzał.
 Żeby oni nie chcieli już nigdy na mnie patrzeć. Jednak waga nie zmieniła za dużo, oni dalej patrzyli, a w dodatku mój przyjaciel... nie nie chcę o tym mówić. W każdym bądź razie słysząc jak ktoś nazywa mnie księżniczką automatycznie chciałam polecieć do sklepu kupić tone słodyczy i jeść a jeszcze po drodze obciąć włosy, moje piękne włosy.
 Nie zrobiłam tego, poczekałam do końca lekcji i szłam do Burgeramtu (urząd w niemczech).
Szłam między stoiskami z jedzeniem a w mojej głowie toczyła się walka, gofry z nutellą, truskawki, chińskie jedzenie, pizza... - "chcesz tego, pragniesz tego słodkiego smaku, poza tym chciałaś być gruba pamiętasz? żeby już nigdy nikt na ciebie nie spojrzał ty nic nie warta su**, ale co to dało, popatrz byłaś gruba a oni patrzyli, co p. zrobił? a nazywał się twoim przyjacielem. Oni będą, oni zawsze będą za tobą pożądać, ale właściwie skoro nawet na grubą patrzyli to co za różnica może lepiej schudnąć?"
Szłam walcząc w głowie sama ze sobą.
 Nie wiedziałam czy chcę dalej chudnąć, bałam się, znów każde spojrzenie powodowało lęk, paniczny lęk, łzy leciały mi z oczu a ja szłam przed siebie.
"Musisz tam iść, mama będzie zła jak tego nie załatwisz", zmusiłam się.
W urzędzie nie było lepiej, czekając na moją kolej ciągle myślałam że ktoś na mnie patrzy, bałam się każdej osoby która wchodziła, bałam się że pojawi się on.
W pewnym momencie wszedł mężczyzna, patrzył, patrzył dokładnie jak on. Znałam ten wzrok, okropne, pełne nienawiści i pożądania oczy. Unikałam jego wzroku, ale automatycznie zaczęłam się trząść i dusić.
Już wiedziałam... atak paniki się zbliża. Zajmij czymś myśli! nie myśl! Nic Ci się nie stanie! Uciekłaś do Niemiec, rzuciłaś wymarzoną szkołę i zostawiłaś narzeczonego samego w kraju by się nie bać, co to dało? głupia idiotka! Nienawidzę cię! Po co w ogóle żyjesz? Tylko kłopoty z Tobą!
Wyszedł... Uśmiechną się do mnie, tym najgorszym z najgorszych parszywych uśmiechów i wyszedł.
Nie uspokoiłam się, podchodziłam do rozmowy w urzędzie trzęsąc się. Wyszłam jak najszybciej.
Chciałam uciec, pobiegłam na U-bahn, czekałam aż podjedzie, jak podjechał wsiadłam i wcisnęłam się w kąt przedziału i tam siedziałam schowana. Wyjęłam książkę. Jeszcze tylko po danonki dla Małego do reala i do domu. Już będziesz bezpieczna. W Realu się uspokoiłam. Przynajmniej na tyle by spokojnie wrócić do domu. Słodycze kusiły, wołały i mówiły że mi pomogą że dzięki nim nie będę musiała się bać - kłamstwo!
One nic nie zmienią! Nawet gruba zawsze będę się bać! Jestem skazana na lęk, dożywotni strach!
I to się nie zmieni. Przy nikim nie czuję się bezgranicznie bezpieczna, nie ma też miejsca w którym bym się tak czuła...

Wróciłam do domu... Czy czuję się lepiej? Sama nie wiem... Nie wiem czy mam siłę iść jutro do szkoły.
Nie wiem czy mam siłę na cokolwiek. Nie wiem nawet czy chcę się odchudzać, a jednak nim cokolwiek zjem patrzę na kalorie, mimo wszystko nie umiem już zacząć się obżerać.
Nie wiem nic. Nie wiem co ze sobą zrobić.

Jutro mam iść na noc do Eli, lubię spać w innych miejscach, przemieszczając się czuję się bezpieczniejsza.

Bilans: 
jabłko 40 kcal
ryż z pieczrkami i łyżka mizerii ok 200 kcal
1 chelbek Wasa 20 kcal.

Czy będę ćwiczyć? myślę że tak, jeżeli znajdę siłę.

niedziela, 11 maja 2014

Pies...

Cześć Kochane :*

Wczoraj zjadłam jeszcze tosty +300 kcal, może i bym ich nie jadła ale mama mnie zestresowała, musieliśmy oddać psa... Nie mogliśmy go mieć dłużej, szczekał jak zostawał sam, sąsiedzi składali skargi itd.
Ale znaleźliśmy dobrą rodzinę z dziećmi :) Zadzwonimy jeszcze do nich za pare dni. W sumie to też się strasznie martwię i mam milion pytań. A co jak będą ją bić? albo jak ją gdzieś wyrzucą bo dzieci się znudzą? Albo jak im ucieknie? Ale muszę być silna, bo i tak moja mama wystarczająco panikuje.

A bilansu nawet z tostami nie przekroczyłam :)

Dziś czuję się lepiej. Na śniadanie planuję tosty, taka weekendowa wyżerka <3
Na obiad warzywa na parze z ryżem 150-200 kcal, policzę 200 bo nie umiem nigdzie dokładnie znaleść kaloryczności. A kolacja? mała porcja płatków na mleku 150 kcal w sumie to by było 650 kcal, idealny bilans na dzisiejszy dzień. Wiem że to dużo ale nie mogę wciąż jeść po 200 300 kcal, czasem (tak jak mówi dieta) mogę zjeść więcej :) a ponieważ dziś się czuje lepiej myślę że zaliczę ćwiczenia :)
Mam nadzieję że już w ogóle będę czuć się lepiej :) :) Puki co mam siłę i energię by walczyć dalej :)
Mam nadzieje że to dobicie do tych 650 kcal pomoże mi się podnieść, zregenerować i nabrać sił :)

+ postanowiłam znów zostać wegetarianką, kiedyś nie jadłam mięsa ponad 8 miesięcy, chcę do tego wrócić, nie lubię mięsa, no i nie jedząc mięsa nie tkną już "śmieciowego" jedzenia typu hamburgery, hot-dogi, kebaby itd, za to jak w pon pojadę do szkoły kupię soje itp :) :*

Trzymajcie się chudo :**

sobota, 10 maja 2014

Zatrucie?

Cześć Kochane :**

Przepraszam że wczoraj nie pisałam, ale cały dzień na przemian leżałam i wymiotowałam, nie wiem czy się czymś zatrułam czy coś. Nie wiem też jaki jest wczorajszy bilans, jadłam do tych 450 które miałam w bilansie, ale większość zwymiotowałam.

 Dziś jest trochę lepiej udało mi się zjeść śniadanie ok 150 kcal (płatki na mleku) i obiad także 150  kcal (ziemniak kalafior i surówka z marchewki), jak na razie nie wymiotuję, mówię na razie bo walczę sama ze sobą żeby tego nie zwrócić. Ogólnie czuję się lepiej, trochę silniejsza przynajmniej.
Ale boję się że zwymiotuję obiad. To boli, tak bardzo chciałabym coś zrobić, a przy każdym ruchu "naciąga" mnie i boję się że tyle z tego będzie. Może część z Was by uznała że to i lepiej, że mniej kcal, może i tak jest, sama nie wiem.
Spróbuję później iść nad jezioro, popływać, poruszać się, może poczuję się lepiej.

Czy planuję jeszcze dziś coś zjeść? raczej nie, wiem że miałam się starać trzymać bilansów a na dziś 650 kcal ale nie będę wmuszać w siebie jedzenia, nie chcę znów wymiotować.

Dziękuję Wam że jesteście :*
Trzymajcie się kruszynki :**

czwartek, 8 maja 2014

Cześć chudzinki :*

Z góry Was przepraszam, ale jestem jakaś zmarudzona.
Właściwie to jeden z tych dni gdy nic mi się nie chce.
Rano bieg do szkoły - spóźniona.
Potem od urzędu do urzędu i takie "bieg na głodno przez Berlin" w końcu zadzwoniłam do mamy że resztę będę załatwiać dalej jutro, potrzebuję odpocząć i coś przegryźć.
Wróciłam do domu i od razu mały wstał, no to nie odpocznę. Obiad, jajko, nie lubię jajka, ale mama się uparła że muszę coś zjeść.
Nie wiem jak będzie dziś z ćwiczeniami. Tak bardzo nie mam siły, jestem taka przejedzona.
Mam ochotę wymiotować, wyrzygać to okropne jedzenie, pozbyć się go. Wiem że jak zacznę ćwiczyć zacznę i rzygać, jadłam dawno temu, ale dalej jestem pełna. Czuję się taka... napuchnięta...
A przecież wcale nie zjadłam tak dużo, ale za to jak nie zdrowo :(
Te ciasteczka... ale mama tak narzekała "przecież 4 maja tylko 120 kcal, możesz od czasu do czasu zjeść słodkie, no i to są zbożowe, zdrowe", wcale nie czuję żeby były zdrowe.

Jestem wykończona, nie fizycznie, chyba nie, raczej psychicznie, jakoś ostatnio wszystko mnie tak bardzo dotyka... tak bardzo mnie przerasta. Nie wiem co się dzieje dookoła mnie, nie rozumiem tego, biegam od miejsca do miejsca, próbuję coś załatwiać. Nie umiem, boję się. Każde wejście do urzędu oznacza kolejny kontakt z nieznajomymi. To mnie przerasta. Wyjście z domu mnie przerasta. Do szkoły jeszcze jest znośne, do ludzi z klasy już przywykłam, ale nie do tak duże ilości obcych na ulicach. W urzędach, grubi i chudzi. Grubi żrą, chudzi chodzą i pięknie epatują swoją chudością. Tak wielu ludzi, gubię się wśród nich, czasem wpadam w panikę. Tych momentów nienawidzę. Momentów w których zaczynam się bać, panikować i muszę się gdzieś schować, gdzieś gdzie jestem bezpieczna, ale czy jest takie miejsce? Tak na prawdę nie...
Są tylko osoby przy których czuję złudne bezpieczeństwo.

Nie wiem jak będzie dziś z ćwiczeniami. Nie chcę wymiotować, a już teraz jedzenie stoi mi w gardle... :(
Nie wiem czy nie wykąpie się i nie włączę jakiegoś filmu. Jutro nadrobię.

Bilans (391 kcal):
*Ziemniak 65 kcal
*malutkie jajko sadzone ok. 70 kcal
*szpinak 16 kcal
*serek waniliowy 120 kcal
*4 ciasteczka zborzowe 120 kcal

środa, 7 maja 2014

Keep Clam...

Cześć Kochane :*

Dzień zaczęłam od porażki, nie wstałam rano żeby ćwiczyć, jednak jakoś bardzo się tym nie przejęłam, nadrobię wieczorem. Muszę znaleźć moje rolki i do ćwiczeń dodać godzinę rolek, chociaż... boję się o moje łydki...

W szkole jakoś było, łatwo przyszło i tak samo poszło. Ponieważ pogoda nie dopisuje wszyscy jesteśmy marudni i nie wiele z lekcji do nas dociera.
Jestem naładowana energią i jednocześnie zmęczona :) ale to nic.
Wieczorem znów ćwiczenia!  nie poddam się chociaż wiem że wiele osób we mnie nie wierzy i chciałoby bym się poddała.
Nie doczekanie! Walka i kontrola nad sobą to jedyne rzeczy które mi pozostały i których mi nikt nie odbierze poza wiedzą.
 Nie wiem czy dziś wykonam ćwiczenia z Cardio czy bez, właściwie znalazłam 1000 Calori workout video, 84 minuty ćwiczeń spalających 1000 kcal, jednak nie umiem się zdecydować...
Rozciąganie po ćwiczeniach też znalazłam, całkiem przyjemne :)  30 min ale warto poświęcić by mięśnie się zbytnio nie nabiły :)




Bilans(345kcal)
*3/4 jabłka 40 kcal
*porcja zupy pomidorowej z ryżem ok 150 kcal
*1,5 nekytarynki 80 kcal
*magnez, wit.B6 i B12 potas 15 kcal
*arbuz 60 kcal


Dziś przeważają owoce :)
Jutro może zjem tosta na śniadanie? ;>
hm... <3


AAaaa prawie bym zapomniała :D Mój narzeczony chce po jutrze przyjechać, jestem szczęśliwa i załamana... Jak ja sie od jedzenia wymigam? hm?? będzie ciężko ale jakoś sobie poradzę :)
Chyba że go przekonam żeby nie przyjeżdżał. Z jednej strony chcę tego bardziej niż czegokolwiek innego, z drugiej boję się że będę musiała jeść.

Trzymajcie się chudo :**