poniedziałek, 19 maja 2014

Rozkojarzona?

Cześć Kochane :)

Przepraszam że się nie pojawiałam i nie pisałam ale jestem zabiegana.
Z dietą różnie bywa, raz głodówka innym razem 400 kcal, najwięcej było 1000 więc nie jest najgorzej.
Dziękuję Wam za wiele rad i coraz bardziej się przekonuje że nie ma sensu trwać w moim związku...
Kompletnie się rozsypał.
W szkole chyba dobrze, chociaż ostatnio nie umiem się na niczym skupić, jestem taka rozkojarzona ;/
W ogóle mało co do mnie dociera. Babcia znów była w szpitalu.

Dziś zjadłam trochę barszczu i małą bułkę z pomidorem. W sumie może 300 kcal.

Jakoś nie umiem się pozbierać. Wszystko stało mi się tak bardzo obojętne.

Cóż lecę do Was może jakoś się zmotywuję ;)
Mam nadzieje że u Was lepiej :*
Trzymajcie się chudo :*

środa, 14 maja 2014

alkohol...

Cześć Chudzinki :*
Dziękuję Wam za wsparcie i za to że jesteście :* Jesteście wspaniałe :* <3

Te dwa (wczoraj i dziś) dni zawaliłam. Jak już Wam mówiłam szłam do koleżanki po szkole, chciałam trochę się odstresować, zapomnieć o wszystkim co złe. Tak siedziałyśmy i gadałyśmy, gdy Ela zaproponowała żebyśmy wypiły wino. Żadne nie, nie wchodziło w grę. Właściwie nawet tego chciałam, poczuć luz kompletny luz i wolność. Moje życie uczuciowe też się namieszało. Z narzeczonym oddalamy się od siebie, coraz mniej rozmawiamy- prawie w ogóle nie rozmawiamy, za to mój były (aktualnie mój przyjaciel) jest coraz bliżej, opiekuje się mną i pomimo odległości (600 km) która pojawiła się jak wyjechałam jest jedną z nie wielu osób które nie zniknęły. Która jest i będzie. Nie wiem co mam o tym myśleć :/ Ani co robić.
Najgorsze jest to że już nie mam pojęcia z kim chcę być.
Mój narzeczony wcześniej był też moim byłym. Skomplikowane, ale mam dwie miłości życia przed sobą i nie mam pojęcia którą wybrać.

Gubię się w uczuciach. Gubię się w tym co powinnam.

Za chwile zapomnienia zapłaciłam wysoką cenę, wiele wiele kalorii, sama nie wiem ile, nie chcę tego liczyć. Nie chcę się dołować. A od jutra znów ostro trzyma się bilansów! żadnego alkoholu, żadnego. Herbata, wspaniała czerwona bądź zielona herbata.
Głód przynajmniej obróci moje myśli, alkohol mi nic nie dał, kompletnie nic.
Czuję się pewniej tylko i wyłącznie dzięki temu że korzystając z rady którejś z was (chyba Karoliny Sowy), przepraszam że nie  jestem pewna, postanowiłam poszukać samoobrony dla kobiet, na pewno będą takie zajęcia :)\

poniedziałek, 12 maja 2014

Lęk...

Cześć chudzinki <3

Z góry Was przepraszam za tego posta, jest nie jasny i chaotyczny, ale musiałam to z siebie "wyrzucić" a nie chcę tego mówić narzeczonemu, nie chcę by wiedział że znów zaczynam sie bać, w najgorszych momentach gdy mieszkałam z przyjaciółką On zarywał noce by pilnować razem z swoimi kolegami czy wszystko jest w porządku żebym czuła się bezpieczna i załatwiał mi "opiekunów" na cały dzień. Ale teraz nie może tego zrobić wiec nie chcę go martwić, a wiem że za parę dni będzie lepiej .

Jeśli nie chcecie nie czytajcie.

Dzisiejszego dnia myślałam, myślałam bardzo dużo. Chciałam rezygnować - nie przez to że nie umiem sobie powiedzieć nie, w końcu zjadłam dziś tylko 260 kcal/400 kcal, ale to później, chciałam walczyć, walczę.
Tak właściwie nie wiem czy mam uznać ten dzień za miły czy nie. Dziś przekonałam się jak łatwo wydobyć z głowy najgorsze wspomnienia i jak łatwo odpalić zapałkę strachu. Panicznego, przeszywającego strachu.
Już wiem że ta noc będzie koszmarna. Będę znów 17 latką, będę patrzeć w ich okropne zimne niebieskie oczy, pełne nienawiści i pożądania. Będę słyszała ich głosy i śmiech. Będę nikim. Własnością, którą nigdy nie chciałam być.

W szkole było miło.
 Dziś dowiedziałam się że w szkole mówią na mnie "słodka" bądź "śliczna" gdy o mnie rozmawiają, może i większość by się cieszyła, ja? kiedyś pewnie też.
 Później moja nauczycielka powiedziała że teraz już zaczynam wyglądać jak prawdziwa księżniczka...
 To mną wstrząsnęło, przypomniało mi czasy o których chciałam zapomnieć, czas w których postanowiłam być gruba żeby być brzydka, żeby już nigdy żaden facet na mnie nie spojrzał.
 Żeby oni nie chcieli już nigdy na mnie patrzeć. Jednak waga nie zmieniła za dużo, oni dalej patrzyli, a w dodatku mój przyjaciel... nie nie chcę o tym mówić. W każdym bądź razie słysząc jak ktoś nazywa mnie księżniczką automatycznie chciałam polecieć do sklepu kupić tone słodyczy i jeść a jeszcze po drodze obciąć włosy, moje piękne włosy.
 Nie zrobiłam tego, poczekałam do końca lekcji i szłam do Burgeramtu (urząd w niemczech).
Szłam między stoiskami z jedzeniem a w mojej głowie toczyła się walka, gofry z nutellą, truskawki, chińskie jedzenie, pizza... - "chcesz tego, pragniesz tego słodkiego smaku, poza tym chciałaś być gruba pamiętasz? żeby już nigdy nikt na ciebie nie spojrzał ty nic nie warta su**, ale co to dało, popatrz byłaś gruba a oni patrzyli, co p. zrobił? a nazywał się twoim przyjacielem. Oni będą, oni zawsze będą za tobą pożądać, ale właściwie skoro nawet na grubą patrzyli to co za różnica może lepiej schudnąć?"
Szłam walcząc w głowie sama ze sobą.
 Nie wiedziałam czy chcę dalej chudnąć, bałam się, znów każde spojrzenie powodowało lęk, paniczny lęk, łzy leciały mi z oczu a ja szłam przed siebie.
"Musisz tam iść, mama będzie zła jak tego nie załatwisz", zmusiłam się.
W urzędzie nie było lepiej, czekając na moją kolej ciągle myślałam że ktoś na mnie patrzy, bałam się każdej osoby która wchodziła, bałam się że pojawi się on.
W pewnym momencie wszedł mężczyzna, patrzył, patrzył dokładnie jak on. Znałam ten wzrok, okropne, pełne nienawiści i pożądania oczy. Unikałam jego wzroku, ale automatycznie zaczęłam się trząść i dusić.
Już wiedziałam... atak paniki się zbliża. Zajmij czymś myśli! nie myśl! Nic Ci się nie stanie! Uciekłaś do Niemiec, rzuciłaś wymarzoną szkołę i zostawiłaś narzeczonego samego w kraju by się nie bać, co to dało? głupia idiotka! Nienawidzę cię! Po co w ogóle żyjesz? Tylko kłopoty z Tobą!
Wyszedł... Uśmiechną się do mnie, tym najgorszym z najgorszych parszywych uśmiechów i wyszedł.
Nie uspokoiłam się, podchodziłam do rozmowy w urzędzie trzęsąc się. Wyszłam jak najszybciej.
Chciałam uciec, pobiegłam na U-bahn, czekałam aż podjedzie, jak podjechał wsiadłam i wcisnęłam się w kąt przedziału i tam siedziałam schowana. Wyjęłam książkę. Jeszcze tylko po danonki dla Małego do reala i do domu. Już będziesz bezpieczna. W Realu się uspokoiłam. Przynajmniej na tyle by spokojnie wrócić do domu. Słodycze kusiły, wołały i mówiły że mi pomogą że dzięki nim nie będę musiała się bać - kłamstwo!
One nic nie zmienią! Nawet gruba zawsze będę się bać! Jestem skazana na lęk, dożywotni strach!
I to się nie zmieni. Przy nikim nie czuję się bezgranicznie bezpieczna, nie ma też miejsca w którym bym się tak czuła...

Wróciłam do domu... Czy czuję się lepiej? Sama nie wiem... Nie wiem czy mam siłę iść jutro do szkoły.
Nie wiem czy mam siłę na cokolwiek. Nie wiem nawet czy chcę się odchudzać, a jednak nim cokolwiek zjem patrzę na kalorie, mimo wszystko nie umiem już zacząć się obżerać.
Nie wiem nic. Nie wiem co ze sobą zrobić.

Jutro mam iść na noc do Eli, lubię spać w innych miejscach, przemieszczając się czuję się bezpieczniejsza.

Bilans: 
jabłko 40 kcal
ryż z pieczrkami i łyżka mizerii ok 200 kcal
1 chelbek Wasa 20 kcal.

Czy będę ćwiczyć? myślę że tak, jeżeli znajdę siłę.

niedziela, 11 maja 2014

Pies...

Cześć Kochane :*

Wczoraj zjadłam jeszcze tosty +300 kcal, może i bym ich nie jadła ale mama mnie zestresowała, musieliśmy oddać psa... Nie mogliśmy go mieć dłużej, szczekał jak zostawał sam, sąsiedzi składali skargi itd.
Ale znaleźliśmy dobrą rodzinę z dziećmi :) Zadzwonimy jeszcze do nich za pare dni. W sumie to też się strasznie martwię i mam milion pytań. A co jak będą ją bić? albo jak ją gdzieś wyrzucą bo dzieci się znudzą? Albo jak im ucieknie? Ale muszę być silna, bo i tak moja mama wystarczająco panikuje.

A bilansu nawet z tostami nie przekroczyłam :)

Dziś czuję się lepiej. Na śniadanie planuję tosty, taka weekendowa wyżerka <3
Na obiad warzywa na parze z ryżem 150-200 kcal, policzę 200 bo nie umiem nigdzie dokładnie znaleść kaloryczności. A kolacja? mała porcja płatków na mleku 150 kcal w sumie to by było 650 kcal, idealny bilans na dzisiejszy dzień. Wiem że to dużo ale nie mogę wciąż jeść po 200 300 kcal, czasem (tak jak mówi dieta) mogę zjeść więcej :) a ponieważ dziś się czuje lepiej myślę że zaliczę ćwiczenia :)
Mam nadzieję że już w ogóle będę czuć się lepiej :) :) Puki co mam siłę i energię by walczyć dalej :)
Mam nadzieje że to dobicie do tych 650 kcal pomoże mi się podnieść, zregenerować i nabrać sił :)

+ postanowiłam znów zostać wegetarianką, kiedyś nie jadłam mięsa ponad 8 miesięcy, chcę do tego wrócić, nie lubię mięsa, no i nie jedząc mięsa nie tkną już "śmieciowego" jedzenia typu hamburgery, hot-dogi, kebaby itd, za to jak w pon pojadę do szkoły kupię soje itp :) :*

Trzymajcie się chudo :**

sobota, 10 maja 2014

Zatrucie?

Cześć Kochane :**

Przepraszam że wczoraj nie pisałam, ale cały dzień na przemian leżałam i wymiotowałam, nie wiem czy się czymś zatrułam czy coś. Nie wiem też jaki jest wczorajszy bilans, jadłam do tych 450 które miałam w bilansie, ale większość zwymiotowałam.

 Dziś jest trochę lepiej udało mi się zjeść śniadanie ok 150 kcal (płatki na mleku) i obiad także 150  kcal (ziemniak kalafior i surówka z marchewki), jak na razie nie wymiotuję, mówię na razie bo walczę sama ze sobą żeby tego nie zwrócić. Ogólnie czuję się lepiej, trochę silniejsza przynajmniej.
Ale boję się że zwymiotuję obiad. To boli, tak bardzo chciałabym coś zrobić, a przy każdym ruchu "naciąga" mnie i boję się że tyle z tego będzie. Może część z Was by uznała że to i lepiej, że mniej kcal, może i tak jest, sama nie wiem.
Spróbuję później iść nad jezioro, popływać, poruszać się, może poczuję się lepiej.

Czy planuję jeszcze dziś coś zjeść? raczej nie, wiem że miałam się starać trzymać bilansów a na dziś 650 kcal ale nie będę wmuszać w siebie jedzenia, nie chcę znów wymiotować.

Dziękuję Wam że jesteście :*
Trzymajcie się kruszynki :**

czwartek, 8 maja 2014

Cześć chudzinki :*

Z góry Was przepraszam, ale jestem jakaś zmarudzona.
Właściwie to jeden z tych dni gdy nic mi się nie chce.
Rano bieg do szkoły - spóźniona.
Potem od urzędu do urzędu i takie "bieg na głodno przez Berlin" w końcu zadzwoniłam do mamy że resztę będę załatwiać dalej jutro, potrzebuję odpocząć i coś przegryźć.
Wróciłam do domu i od razu mały wstał, no to nie odpocznę. Obiad, jajko, nie lubię jajka, ale mama się uparła że muszę coś zjeść.
Nie wiem jak będzie dziś z ćwiczeniami. Tak bardzo nie mam siły, jestem taka przejedzona.
Mam ochotę wymiotować, wyrzygać to okropne jedzenie, pozbyć się go. Wiem że jak zacznę ćwiczyć zacznę i rzygać, jadłam dawno temu, ale dalej jestem pełna. Czuję się taka... napuchnięta...
A przecież wcale nie zjadłam tak dużo, ale za to jak nie zdrowo :(
Te ciasteczka... ale mama tak narzekała "przecież 4 maja tylko 120 kcal, możesz od czasu do czasu zjeść słodkie, no i to są zbożowe, zdrowe", wcale nie czuję żeby były zdrowe.

Jestem wykończona, nie fizycznie, chyba nie, raczej psychicznie, jakoś ostatnio wszystko mnie tak bardzo dotyka... tak bardzo mnie przerasta. Nie wiem co się dzieje dookoła mnie, nie rozumiem tego, biegam od miejsca do miejsca, próbuję coś załatwiać. Nie umiem, boję się. Każde wejście do urzędu oznacza kolejny kontakt z nieznajomymi. To mnie przerasta. Wyjście z domu mnie przerasta. Do szkoły jeszcze jest znośne, do ludzi z klasy już przywykłam, ale nie do tak duże ilości obcych na ulicach. W urzędach, grubi i chudzi. Grubi żrą, chudzi chodzą i pięknie epatują swoją chudością. Tak wielu ludzi, gubię się wśród nich, czasem wpadam w panikę. Tych momentów nienawidzę. Momentów w których zaczynam się bać, panikować i muszę się gdzieś schować, gdzieś gdzie jestem bezpieczna, ale czy jest takie miejsce? Tak na prawdę nie...
Są tylko osoby przy których czuję złudne bezpieczeństwo.

Nie wiem jak będzie dziś z ćwiczeniami. Nie chcę wymiotować, a już teraz jedzenie stoi mi w gardle... :(
Nie wiem czy nie wykąpie się i nie włączę jakiegoś filmu. Jutro nadrobię.

Bilans (391 kcal):
*Ziemniak 65 kcal
*malutkie jajko sadzone ok. 70 kcal
*szpinak 16 kcal
*serek waniliowy 120 kcal
*4 ciasteczka zborzowe 120 kcal

środa, 7 maja 2014

Keep Clam...

Cześć Kochane :*

Dzień zaczęłam od porażki, nie wstałam rano żeby ćwiczyć, jednak jakoś bardzo się tym nie przejęłam, nadrobię wieczorem. Muszę znaleźć moje rolki i do ćwiczeń dodać godzinę rolek, chociaż... boję się o moje łydki...

W szkole jakoś było, łatwo przyszło i tak samo poszło. Ponieważ pogoda nie dopisuje wszyscy jesteśmy marudni i nie wiele z lekcji do nas dociera.
Jestem naładowana energią i jednocześnie zmęczona :) ale to nic.
Wieczorem znów ćwiczenia!  nie poddam się chociaż wiem że wiele osób we mnie nie wierzy i chciałoby bym się poddała.
Nie doczekanie! Walka i kontrola nad sobą to jedyne rzeczy które mi pozostały i których mi nikt nie odbierze poza wiedzą.
 Nie wiem czy dziś wykonam ćwiczenia z Cardio czy bez, właściwie znalazłam 1000 Calori workout video, 84 minuty ćwiczeń spalających 1000 kcal, jednak nie umiem się zdecydować...
Rozciąganie po ćwiczeniach też znalazłam, całkiem przyjemne :)  30 min ale warto poświęcić by mięśnie się zbytnio nie nabiły :)




Bilans(345kcal)
*3/4 jabłka 40 kcal
*porcja zupy pomidorowej z ryżem ok 150 kcal
*1,5 nekytarynki 80 kcal
*magnez, wit.B6 i B12 potas 15 kcal
*arbuz 60 kcal


Dziś przeważają owoce :)
Jutro może zjem tosta na śniadanie? ;>
hm... <3


AAaaa prawie bym zapomniała :D Mój narzeczony chce po jutrze przyjechać, jestem szczęśliwa i załamana... Jak ja sie od jedzenia wymigam? hm?? będzie ciężko ale jakoś sobie poradzę :)
Chyba że go przekonam żeby nie przyjeżdżał. Z jednej strony chcę tego bardziej niż czegokolwiek innego, z drugiej boję się że będę musiała jeść.

Trzymajcie się chudo :**

wtorek, 6 maja 2014

Każdy dzień niech będzie lepszy...

Cześć Motylki <3

Jest lepiej dużo lepiej :)
Powrót do domu znów pozwolił mi na ograniczanie kcal i dokładne liczenie kalorii...
Tych małych i okropnych potworków. Dzięki temu znów mam siłę walczyć, nie poddam się.
Wiem że dam radę, potrzebowałam tylko odciąć się od tego świata moich kochanych przyjaciół i ich "zjedz bo jak nie to dostaniesz w pierdol" ... tsa... tak więc po 4 dniowym obżarstwie ( które ograniczałam jak mogłam, ale było to trudne przez K. i mojego narzeczonego) wracam do Was, do diety i ćwiczeń :) :*
Teraz będzie tylko lepiej :)

W szkole było trochę lepiej, jednak dalej jestem przemęczona weekendowym obżarstwem :(
Na szczęście mogę wrócić do moich bilansów <3

Mój narzeczony kazał mi jeść... powiedział że nie mogę zrobić sobie krzywdy, że będzie tego pilnował...
"Szkoda" że nie ma jak :)
AAaa i najwspanialsze co moje Kochanie wymyśliło... Chce wyjechać do mnie do Niemiec :) Żebyśmy mogli już znów razem mieszkać <3

Dziś się udało, bilans piękny, później ćwiczenia :) tylko się zdrzemnę :D

Bilans 266
*ćwiartka jabłka 15 kcal
*kawałek kotleta ok 100 kcal
*ziemniak ok 65 kcal
*3 -4 łyżki warzyw na parze o 50 kcal
planuję jeszcze jakieś 100 g arbuza koło 17-18 to będzie jakieś 36 kcal


Ćwiczenia:

mel b: rozgrzewka, cardio, abs, brzuch, pośladki
Tiffany: boczki
rozciąganie: nie mam pojęcia zaraz czegoś poszukam, a jak nic nie znajdę to mel b + łydki ;)

Trzymajcie się chudo :**

poniedziałek, 5 maja 2014

Weekendowa Porażka

Cześć Kochane :*
Tak dawno mnie tu nie było, i tak źle mi idzie :(

SGD
Dzień III (30.04) 42 kcal - kiwi
Dzień IV (01.05) 450 kcal /500
*2x chlebek Wasa z chudą wędliną nie całe 100 kcal
*ziemniak 65 kcal
* wątróbka drobiowa ok 60 kcal
*mizeria 90 kcal
* kanapka z serem i ogórkiem ok 100 kcal

Dzień V - kompletna porażka
nie będę wypisywać, rano szło pięknie, później tak wciskali we mnie jedzenie że nie umiałam powiedzieć "nie". Jednak z tego co mniej więcej liczyłam to ok 1200 - 1500 kcal

Dni VI i VII także kompletnie zawaliłam :( nie będę się wymawiać "bo mi kazali, to żałosne, mogłam wymiotować, nawet o tym myślałam, jednak tak bardzo się bałam że jak zacznę nie przestanę, jak już mi się zdarzało parę razy wcześniej. Wiem że lu limit także nie przekroczył 1500 mimo wszystko, czerwony to czerwony...

Dzień VIII
Dziś... nie umiem się powstrzymać, nic mnie nie usprawiedliwia.
Będę gruba! Grubsza niż jestem, a jestem bardzo gruba :(
Jestem słaba. Nie wiem gdzie uciekła moja motywacja.
Gdzieś między "masz jeść" a "nie będę jadła"


Ten weekend byłby wspaniały gdyby nie kcal które we mnie wcisnęli :(
Nie wiem  jak się pozbieram, chociaż dziś już lepiej, choć wciąż czerwono.

Śniadanie : jabłko 40 kcal
Obiad: ziemniak z kalarepą ok 100 kcal

Moje łakomstwo: pół kinder niespodzianki i lód jakieś 500 kcal.

Tak wiem, to wiele i to kolejny czerwony dzień :( Muszę się pozbierać, uwierzyć że jutro będzie lepiej.

Dziękuję Wam że jesteście :**


wtorek, 29 kwietnia 2014

schnell

Cześć Chudzinki :*

Przepraszam że wczoraj nie pisałam, ale po szkole wróciłam do domu i zajmowałam się młodszym bratem, a potem pojechałam do koleżanki z klasy i uczyłyśmy się na dzisiejszy test :)
Chyba nie poszło mi źle.

Wczoraj zjadłam 350 kcal ziemniaka, kotleta z kurczaka i jedną mleczną kanapke z nesquika.

Dziś koleżanka wmusiła we mnie śniadanie, na szczęście mamie wmówiłam że jadłam na mieście więc obyło się bez obiadu ;)
Jestem zadowolona z mojego bilansu:)

Jeżeli się uda jutro pojadę do Polski na majówkę, raczej nie będę miała jak pisać :( ale nie zamierzam przekraczać bilansów, chociażby nie wiem jak wciskali we mnie jedzenie :)

Trzymajcie się chudo :**

Bilans:
troszkę jajecznicy z bułką 255 kcal

niedziela, 27 kwietnia 2014

Słaba...

Dziś jestem taka zmęczona, jak tylko wstaję z łózka kręci mi się w głowie, raz się przewróciłam ze zmęczenia :( najprawdopodobniej zbliża się okres :( To nie dobrze, we wtorek mam ważny test i nie mam pojęcia jak jutro dotrę do szkoły ;(

Bilans 1000 kcal:
2 chlebki wasa z plasterkiem szynki i pomidorem 65 kcal
nie całe 3 kinderki ok 300 kcal
2xkiwi 80 kcal
banan 114 kcal
żelki 100 kcal

+ mama właśnie mi gotuje kiełbasę zjem ją z kromką chleba wieloziarnistego i połówką pomidora, sama kiełbasa ma 230 kcal kromka chleba ok 60 a pół pomidora 7 razem będzie około 300.
Tym sposobem mój bilans nie przekroczy 1000 kcal a może białko z mięsa trochę mnie "podniesie".
Mam taką nadzieje.

sobota, 26 kwietnia 2014

Dzień zaliczony

Cześć Kochane:*
Bardzo Wam dziękuję za rady co do łydek <3 *-* Przywróciłyście mi wiarę w to że chociaż troszkę się zmniejszą :)
Dziś doszłam prawie do progu bilansu. Byliśmy w parku i cały dzień łaziliśmy a potem na działce wujka na ognisku.
Początkowo chciałam nie jeść kiełbasy ale oczywiście po dodaniu kalorii pomyślałam że przecież i tak nie przekroczę limitu...
Ten dzień był piękny, odwiedziliśmy park mini miniatur i "zoo", wszystko w taki dużym parku.

Ćwiczyć dziś nie dam rady, od 12 do teraz (20) byłam na nogach, ponieważ na ognisku także chodziłam szukać drewna i je łamałam bądź rąbałam.
 Wiem że mój bilans nie jest dziś ładny, ale nie jest przekroczony :)
Szczerze na prawdę czekam aż nie będę mogła sobie powiedzieć "przecież jak to zjesz nie przekroczysz bilansu".

Trzymajcie się chudo:***

Bilans (910):
*Ryż na mleku 244 kcal
*tortellini 250 kcal
*kiełbasa z bułką 229 kcal + 65 kcal
*lód 122 kcal

piątek, 25 kwietnia 2014

Lekkie zachwianie

Cześć Kochane Motylki :*

Po pierwsze dziękuje Wam bardzo że jesteście :* to na prawdę wspaniałe :)

Dziś miałam lekkie zachwianie, wracając z kursu w S-bahn tak dużo myślałam i ciągle w głowie miałam słowa mojego ojczyma z wczoraj "nic z tym nie zrobisz, taką masz budowę mięśni" tak mam nabite łydki, może nie jakoś strasznie, ale więcej tam mięśnia niż tłuszczu i nie mam pojęcia co z tym zrobić.
Siedziałam i oglądałam te moje okropne nogi, pech chciał że wsiadłam w S-bahn mający przesiadkę i tak siedząc i czekając na następny z głupoty podeszłam zobaczyć do automatu na jedzenie. Jedna myśl. "I tak będziesz mieć grube nogi". I nawet nie zauważyłam jak wyjęłam portfel i kupiłam czekoladę, nie potrzebne 500 kcal, a dokładniej 540 kcal, kiedy chciałam kupić kolejną "bo i tak będę gruba" pomyślałam "co robisz? chcesz żeby jego zazdrość o to że chudniesz Cię zniszczyła? Pokaż im że możesz! "
Udało mi się, nie przekroczyłam bilansu, ale byłam tak straszliwie blisko. Przeraża mnie to. Szczególnie że w którymś momencie przeleciało mi przez głowę "przecież zmieścisz się w bilansie, zjedz jeszcze coś słodkiego". Już dziś powiedziałam mamie że jak tata wyśle mi pieniądze to zaraz po gorsecie idę do Reala i kupuję zdrową żywność, wartościowe i nie kaloryczne. Jenak nie wiem kiedy tata mi te pieniądze wyśle, ale pewnie za nie długo :)
Tak więc mój dzisiejszy bilans uratowałam, ale podjęłam decyzje, od poniedziałku przejdę na SGD, puki co będzie dobra, a jak ją ukończę to pomyślę nad następną :)

Na dyktandzie miałam dziś 3 błędy, uwielbiam takie "małe" sukcesy :) :*

Bilans (795 kcal):
*2x chlebek Wasa (40 kcal)
*pół pomidora (7kcal)
*plasterek wędlinki (18 kcal)
*pół kotleta z kurczaka (100 kcal)
*ziemniak (65 kcal)
*4 łyżki gotowanej kalarepy (25 kcal)
*ta przeklęta czekolada (540 kcal)

czwartek, 24 kwietnia 2014

#10

Cześć Kochane :*
To chyba dobry dzień :)
Po wczorajszej "burzy" ani śladu, za pewne do puki ojczym nie wróci. Nie wiem co jest nie tak i czemu się aż tak kłócimy, chociaż teraz może będzie lepiej?
Postanowiłam że muszę poszukać pracy, będę mniej czasu spędzać w domu co pozwoli mi także mniej jeść. No i będę miała na własne wydatki takie jak kosmetyki czy buty.

Myślę też nad jakąś inną dietą, z mniejszymi bilansami, ale tak dużo diet mi się podoba.
Nie mam pojęcia co wybrać :(    

                                       
            Giovanni Pierwsza z diet która mi się strasznie podoba, ma w sobie coś co do mnie przemawia.



Alices diet jest taka piękna, chyba podoba mi się chyba najbardziej ze wszystkich.

Jak myślicie którą wybrać? :) Ja najczęściej myślę o Alices..

W szkole nawet mi się podobało, chociaż moje 27,5 pkt na 30 to strasznie mało, głupie błędy, mogłam ich uniknąć. Jednak zamyśliłam się i źle czytałam, cóż zdarza się.

Bilans (445 kcal +130 kcal = 575 kcal)
*Ćwiartka jabłka (10 kcal)
*mały kotlet (200 kcal)
*ziemniak (65 kcal)
*4 łyżki buraczków (30 kcal)
*2 lody mini z milki (2x 70 kcal)

+pół bułki z cienka wędlinką z kurczaka 130 kcal

nie potrzebnie jadłam te pół bułki... ;/

Ćwiczenia:
mel b rozgrzewka, abs, brzuch i pośladki.

środa, 23 kwietnia 2014

Niestabilnie.

Cześć Motylki :*
Dziś w szkole było nawet przyjemnie, niestety nie wiadomo czy nie będę musiała jej rzucić, lub samodzielnie opłacać... Nie chcę jej zmieniać, nie teraz jak już do niej przywykłam, jak w miarę mi się tam podoba, nikt nic ode mnie nie chce, mogę siedzieć i się uczyć... Ale cóż nie zawsze nam wychodzi i nie zawsze możemy robić co chcemy, jakoś to będzie, wywalczymy żebym mogła kontynuować ten kurs :)

Nigdy nie myślałam że nie będę chciała żeby mój brat wyjeżdżał, znów mam łzy w oczach. Matka oczywiście musiała zabrać nam ostatnią chwile i się z Nim pokłóciła, oczywiście, musi wrzeszczeć, ona inaczej nie umie. Wszystko musi niszczyć, zawsze i od kiedy pamiętam. Nienawidzę tego, On pojechał i nie wiadomo kiedy przyjedzie a Ona musi robić awantury? jak zawsze zresztą, ona najczęściej robi awantury.
Jestem tak bardzo wściekła, a jak jestem wściekła to płacze, nie wiem czemu, tak już mam. Nie chce już płakać. Czemu jedyna rzecz nad jaką panuję jest moje jedzenie, i to też nie zawsze...
Kiedyś myślałam że nie da się nienawidzić, a mnie czasem przepełnia nienawiść i wtedy nienawidzę sama siebie. Jestem złą osobą, jak można tak bardzo nienawidzić? jak można? i to własnej rodziny?
Jak w własnym domu można czuć się jak w więzieniu?
I może to skrytykujecie, nie powiem że nie kocham moich rodziców, a na pewno mamy bo bardzo ją kocham, ale jednocześnie po prostu nie znoszę tak samo jak i ojczyma. Inaczej jest z ojcem, do niego nie umiem już czuć żadnych pozytywnych emocji. Po prostu nie umiem, może i nie chcę?

Czuję się tak chwiejnie i niestabilnie. Chcę iść spać, odpocząć i zapomnieć, ale nie mogę.
Jasiu (najmłodszy brat) mi nie pozwoli, będzie łaził za mną i coś mówił.
Więc siedziałam przytulana do mojego małego 3 letniego brata i łzy ciekły mi strumieniami.
Jak Mały pójdzie spać ja też pójdę. Muszę się wyspać i odpocząć.

Bilans (353 kcal):
Pół jabłka (20 kcal)
Trufla (70 kcal)
Porcja barszczu (93 kcal)
mała bułka z parówką (170 kcal)

wtorek, 22 kwietnia 2014

brak mi mojej rutyny...

Wczoraj nie zrobiłam głodówki, za bardzo bałam się że jak znów wyjdziemy będę miała napad, więc od południa przegryzałam chlebki Wasa light zjadłam ich w sumie 8 co daje 160 kcal, do tego pare plasterków pomidora albo łyżeczkę philadelphi, jak tak policzyłam te dodatki to w sumie wyszło mi ok 300 kcal :)
Na pewno nie więcej :) A dzięki temu wieczorem uniknęłam napadów, nawet nie miałam ochoty jeść :)

Dziś jak na razie zjedzone 200 kcal, jeszcze obiad, myślę że to będzie zupa ogórkowa czyli jakieś 180 kcal dodatkowe ... czyli dziś będzie 380 :)
*2x chlebki Wasa (2x20 kcal)
*jogurt 160
*porcja zupy ogórkowej (ok 180 kcal)

Już nie jutro mój brat pojedzie więc znów będę mogła ćwiczyć i pisać. Odzyskam moją rutynę której tak bardzo, ale to bardzo potrzebuję:) chociaż bardzo się cieszę że zobaczyłam brata :)

Dziś muszę jeszcze lecieć do Jobcenter załatwiać coś z papierami do szkoły, ogólnie nie wiadomo czy mi ją państwo opłaci... teraz jak już zaczęłam, ah... te załatwienia, papiery itd.

Dziś w sbahn-ie widziałam kobietę, siedziała na 2 fotelach i patrzyła, nie wiedziałam co ma w głowie, nawet nie chciałam wiedzieć, zastanawiałam się tylko jak można doprowadzić się do takiego stanu...
Być aż tak grubym? Jednak uznałam że nie chcę się tym zajmować, że lepiej pooglądać zdjęcia z kalendarza, piękne i szczupłe modelki <3 *-* Uwielbiam patrzeć na takie zdjęcia i chude nóżki <3

Rozmawiałam z Narzeczonym, jednym z Jego pierwszych pytań było "Aniu powiesz mi co my robimy?"
Kłócimy się, ciągle coś jest nie tak, nie czuję wsparcia z Jego strony, czuję się taka samotna.
Jest w okół mnie tylu ludzi, ale i tak czuję się okropnie samotna, bo brakuje mi tej jednej najważniejszej osoby :*
Może majówkę spędzimy razem... Oby w końcu się udało.
Trzymajcie się chudo:*

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Napad :(

Wczorajszy bilans jest tragiczny :( miałam napad :(
Do wieczora szło pieknie, mały bilans i nic nie wskazywało na napad. Jednak wieczorem wyszłam z bratem n miasto i On poszedł na kebaba nie wytrzymałam i też zjadlam... a potem już samo leciało, kupowałam te przeklęte batoniki, ale te automaty z jedzeniem były takie kolorowe i piękne, a ja miałam na nie taką ochotę... to było takie straszne, nie chciałam jeść każdego kolejnego i nie umiałam sobie powiedzieć nie. Mój brat mnie uratował. Powstrzymał mnie przed jedzeniem, gdyby nie On pewnie byłoby dużo więcej kalorii, tych małych parszywych złośnic :(
 nie znoszę się... jestem taka słaba, słabiutka, tak dobrze mi szło a tu taka porażka ;(

Dziś planuje głodówkę, tylko na zielonej herbacie. Naprawię wczorajszy błąd. Nie zniszczy mnie te dodatkowe kalorie spalę, pozbędę się ich!

Bilans(1542 kcal)
Śniadanie(170 kcal) 
*mała kromka wieloziarnista z szynka,serem,ogórkiem i pomidorem (125kcal)
*pół jakja (45 kcal)
Obiad (272 kcal) 
*jeden ziemniak gotowany (65 kcal)
*kotlet (200 kcal)
*pół pomidora (7 kcal)

+królik czekoladowy (500 kcal)
+kebab (440 kcal)
+4xcripsy rolls milky way (czy jakos tak to sie pisze) (260 kcal)

wczoraj niećwiczyłam, łaziliśmy z bratem po Berlinie przez cały wieczór.
Dziś też wychodzimy, ale dziś będę silna, nie zjem. NIC.
A ćwiczenia postaram się wykonać wcześniej! :)

Trzymajcie się chudzinki <3

sobota, 19 kwietnia 2014

6/30 HSGD

Cześć Kochane :*
Dziś jutrzejsze śniadanie mnie nie przerasta ponieważ to ja je przygotowuję :)
Żeby się nie czepiali wezmę wszystkiego bardzo, ale to bardzo małe porcje :)
Wiem że moje śniadanie nie będzie jakieś wielkie, jednak obawiam się że nie zmieszczę się w całodniowym bilansie, w końcu potem rodzinny obiad, ale to też jakoś rozwiążę tak by nie przekroczyć bilansu :) :D
Ćwiczenia na dziś jak i na jutro standardowe, może bez boczków Tiffany :)

Dziś w domu przygotowań nie mamy, jutro wstanę i wszystko zrobię rano, lubię gotować, jak się gotuje to nie chce mi się jeść... ale nie próbuje, zawsze znajduję kogoś kto spróbuje "przecież ja tego nie lubię" albo "to Wam ma smakować, nie mi" i zaraz ktoś się znajdzie do próbowania :D

Z okazji tych świąt chciałabym Wam życzyć dobrych bilansów, abyście nie przekroczyły swoich granic:*
Abyście chudły i spełniały swoje wszystkie marzenia :*
Bądźcie silne:*

Trzymajcie się chudo :*

Bilans(521 kcal): 
*serek waniliowy (191 kcal)
*naleśnik z twarożkiem (220 kcal)
*3x  chlebek Wasa light z philadelphia miodową ( ok 90 kcal)
*herbata z cytryną i 1/2 łyżeczką cukru (20 kcal)

piątek, 18 kwietnia 2014

5/30 HSGD

Cześć motylki :*
Jestem dziś zmęczona, wczoraj późno wróciliśmy, a do Wesołego miasteczka nie udało nam się wejść :(
Myśleliśmy że jest otwarte do zwiedzania a tu nici... ale obeszliśmy cały park dookoła i połaziliśmy po mieście :)

Plan na dziś i jutro zjeść jak najmniej, nie zrobię głodówki bo ich nie preferuję, ale postaram się jak najbardziej ograniczyć ilość kcal. Właściwie planuje już przegryźć dwa chlebki Wasa Light (1 ma 20 kcal) koło 17 żeby mieć siłę wieczorem na ćwiczenia, do tej pory zjadłam jeden chlebek i zupę ;)
Mam nadzieje że jutro też uda mi się utrzymać taki mały bilans.

Wczoraj z mamą mierzyłyśmy się z mamą (mama ćwiczy ze mną) po 9 dniach 10 cm w pasie i talii mniej <3
Mama niestety nie ma takich efektów, ale jak dla mnie nie ma w tym nic dziwnego bo przecież oni jedzą wiecznie tyle słodyczy... ale mama też się zmotywowała i uznała że nie będzie jeść słodyczy :)
Oczywiście nikt nie wie jak "mało" jem na prawdę, myślą że wykluczyłam tylko słodycze i białe pieczywo.
To motywuje :) <3 Dalej jestem gruba, za gruba ale już coraz bliżej znośnej wagi, potem wyznaczę cele.
Pierwszy to 60 kg :)

Myślę czy po świętach jak mój brat wyjedzie nie przejść na SGD, kiedyś na niej była i na prawdę pięknie chudłam... więc może po 10 dniach głodówka i przejście na SGD? ;> Kusi mnie to ;)

Trzymajcie się chudzinki :*

Bilans(235 kcal) : 
*3x chlebek Wasa light (60 kcal)
*1 porcja zupy ogórkowej (175 kcal)

Ćwiczenia:
mel b: rozgrzewka, abs, brzuch, pośladki, rozciąganie (na koncu)
Tiffany: boczki

czwartek, 17 kwietnia 2014

4/30 HSGD

Dziś wrzucę tylko bilans, wyższy niż zazwyczaj ;/ ale też ładny :)
Jakoś na tym śniadaniu wybrnęłam :)
Wrzucam tylko bilans bo jadę za chwilę zwiedzić z bratem opuszczone wesołe miasteczko :*
Trzymajcie się chudo i powodzenia :**

Bilans (594kcal):
Śniadanie (300 kcal)
*pół mojego nadziewanego jajka (50 kcal) (specjalna wejsja light ;))
*jeden koreczek z pomidora i małej mozarelli (50 kcal)
*malutki kawałek ciasta (ok 150 kcal)
*pół kubka soku (49 kcal)
Obiad (295 kcal):
*jeden ziemniak gotowany (65 kcal)
*kotlet (200 kcal)
* 4 łyżki gotowanych buraków (30 kcal)


środa, 16 kwietnia 2014

Pozytywnie :)

Cześć Kochane :*
Dzisiejszy dzień był w miarę miły, nie dość że mama jak tylko wróciłam ze szkoły powiedziała do taty (ojczyma) "Patrz na Anci już wszystko wisi" to było miłe. Tata wczoraj uznał że chudnę w oczach...  nie stety nie mam wagi, ale może to i lepiej, bo puki co schodzę z bardzo dużej wagi :(
Za każdym razem jak o tym myślę nie wierzę jak mogłam dopuścić żeby tak przytyć, ponad 30 kg... straszne :/ Ale najważniejsze żeby to stracić, już i tak jest mniej jakieś 10 kg jak się ostatnio ważyłam :)

Ale odbiegłam od tematu, chociaż to mnie trochę motywuje bo jak patrze na te zdjęcia to aż nie mam ochoty jeść i mam ochotę ćwiczyć. Żeby już nigdy nie dopuścić do takiego stanu.

W szkole wyjątkowo było miło, na przerwach (łącznie 40 min) spacerowałam po szkole, nawet rozmawiałam z dwoma chłopakami, nie pamiętam ich imion, były dziwne, jak to imiona obcokrajowców, co do nauki na razie idzie mi świetnie i mam plan utrzymać taki poziom, z pierwszego test 31,5/35 pkt.

Dziś mam dobry dzień i jestem z siebie dumna pod każdym względem :)
A jutro jakoś sobie poradzę <3

Ps. Mój brat przyjechał do nas na święta <3 Jestem szczęśliwa dawno go nie widziałam, pewnie za parę dni zaczniemy się kłócić, ale na początku będzie fajnie :)

Bilans (180 kcal) 
Kiwi (40 kcal)
Porcja barszczu (ok 100 kcal)
Herbata do szkoły z 1/.2 łyżeczki cukru i cytryną x2 (40 kcal)

Ćwiczenia:
mel b rozgrzewka abs, brzuch, pośladki
Tiffany boczki :)

Trzymajcie się :*
I na prawdę dziękuję wam że jesteście :*

wtorek, 15 kwietnia 2014

Porażka...

Hej Kochane :*
Dziś zrobiłam coś strasznego, w sumie to nie ja, na przerwie po śniadaniu strasznie mnie zemdliło, może i gdyby to nie była przerwa to bym wytrzymała ale nie dałam rady :( poleciałam do ubikacji i się porzygałam :( W ogóle dalej mnie mdli, właśnie zjadłam obiad i jest mi strasznie nie dobrze, ale muszę wytrzymać.
To prawdopodobnie przez nerwy, tak mi się zdaje, już kiedyś tak miałam że wiecznie wymiotowałam i mogłam jeść tylko lekkie rzeczy, cóż plan na jutro mam.
Zjem tylko miskę zupy i może kiwi rano, dziś już nie będę jadła, zrobię sobie zieloną herbatę i spróbuję zasnąć, wieczorem i tak czekają mnie ćwiczenia, wiec może mała drzemka pomoże.
A co mnie zdenerwowało? moja klasa wymyśliła sobie w czwartek (ostatni dzień przed świętami), świąteczne śniadanie... No po co to? kolejna wymówka żeby się nażreć? Jedno świąteczne śniadanie starcza. Jak mam tam nie jeść? co ja im powiem? I tak już jestem najmłodsza w grupie, jeszcze będę musiała wymigać się od jakiegoś wielkiego żarcia. Jak każda z 16 osób coś przyniesie to tego jedzenia będzie za dużo, ale co ja mam na to poradzić?
Zrobię jakoś mało kaloryczną potrawę i to zjem, do tego ewentualnie kromkę z jakąś wędliną czy czymś takim i jakoś to przebrnę, na pewno nie będę jadła wszystkiego, co to to nie, jak chcą niech się obżerają ale ja nie będę. Wiem że może przesadzam i że przywykłam do patrzenia jak inni jedzą, ale i tak wydaje mi się że tak bardzo się od nich odróżniam. A tu jeszcze jakieś takie głupie pomysły mają...

Bilans(425 kcl):
Śniadanie(165 kcl) pewnie tyle się nie wchłonęło bo wymiotowałam, ale wliczam to w bilans
*kiwi (40 kcl) o 7.30
*dwie kromki chleba + pół pomidora (125 kcl) o 9.30
+neste bez cukru 5 kcl
Obiad: 
*malutka porcja zapiekanki z brokułu i kalafiora (ok 300 kcl)

Ćwiczenia: 
Mel b rozgrzewka, abs, brzuch, pośladki

ma Tiffany chyba nie mam siły.
Teraz spróbuję się zdrzemnąć później poczytam Wasze blogi :)

Dziękuję że jesteście, jesteście wspaniałe :*
Trzymajcie się chudo <3

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Pierwszy dzień...

Cześć Kochane :*
To był trudny dzień, pierwszy dzień szkoły (kursu), nie dość że okazałam się najmłodsza to jeszcze strasznie się tam nudziłam, dobrze że z nudów nie jadłam. Nie lubię być nowa, fakt że wraz ze mną nowe były 3 osoby wcale tego nie zmienił. Zawsze ale to zawsze czuję się oceniana, patrzą, a ja jestem inna. Zamykam się w swoim świecie, odpowiadam na pytania nauczycielki, ale wcale nie zwracam uwagi na to co się dzieje, nie interesuje mnie to. Chcę z tamtą wyjść, nie chcę żeby na mnie patrzyli, żeby oceniali, najlepiej żeby w ogóle się nie odzywali, i tak nic nie wiedzą o mnie i moim życiu, o tym jak jest na prawdę. 
Chcę się uczyć, ale nie chce szukać nowych znajomych, jestem zmęczona fałszywymi przyjaźniami, przeprowadzkami i wiecznymi rozstaniami z przyjaciółmi. Fb, gg to nie realna przyjaźń, nie chcę kolejnych "przyjaciół" na odległość, nie chcę się przywiązywać. Potem cierpię, a jak cierpię to jem... jak jem tyje, jestem coraz grubsza, wiec nie, nie chcę się przywiązywać do nowych ludzi, oni zawsze odchodzą. ZAWSZE. Więc po co się przywiązywać? po co? żeby cierpieć? 
Nie chcę... już nie. Mam moich przyjaciół i nie chce więcej...
Nie wiem skąd u mnie ten wstręt do ludzi. Znaczy trochę wiem ale....
Dobra bo odeszłam od tematu diety i rozpisałam się na temat kompletnie odrębny.

Pierwszy dzień HSGD zaliczony 420 kcl/900 kcl :D <3


Bilans (420 kcl) 
Śniadanie (30 kcl)
*małe zielone jabłko (ok 30 kcl)
Obiad (350 kcl)
*miska zupy ( ok 150 kcl)
* mała porcja zapiekanki z brokułu i kalafiory z makaronem (ok 200 kcl) 
Kolacja (40 kcl)
*kiwi (40 kcl)

Ćwiczenia: 
mel b rozgrzewka, abs, brzuch, pośladki,
tiffany boczki

Trzymajcie sie chudo :*

niedziela, 13 kwietnia 2014

Odpoczynek?

Cześć Kochane :* 
Dziś cały dzień w ruchu. Rano wstałam doszyłam (przerabiam swoje ubrania) sukienkę, i ojczym powiedział że jedziemy coś zwiedzać początkowo chciałam się wykręcić, ale uznałam że tyle godzin w ruchu to spale śniadanie :)
jakieś 6 h spacerowania w tym wejście na wierze widokową (około 200 schodów) wiadomo że do domu na 4 piętro, na działce nosiłam brata (14-15 kg) jak "kosił" trawę.
Jednak najbardziej dumna jestem z tego że w restauracji nic nie zamówiłam. Patrzyłam jak każdy zjada swoją pizze i powstrzymywałam się by też nie zjeść.  Fakt że potem zjadłam zupę, ale lepiej zupę niż kebaba pizze czy coś takiego.

Jutro początek kursu i HSGD :)
HSGD jako ogranicznik.

W sumie niedziela to taki dzień odpoczynku, i chyba nawet odpoczęłam.
 Niedziela jest też dniem spędzania czasu z rodziną i u nas jeżdżenia i zwiedzania co łączy się z obżarstwem i to w najgorszy sposób bo w fast foodach, jednak dziś mi się udało :)
Odmówiłam im jedzenia. Dla mnie to kolejny z małych sukcesów.
Ale marze już żeby iść spać, jednak poczekam do wieczora żeby popisać z Kotkiem :) :*

Wczoraj byłam też w saunie :) uwielbiam tam chodzić :)

Dziś nie dam rady ćwiczyć :( jestem padnięta. Zawodzę, jest mi z tym źle, ale po prostu nie mam siły.
Przepraszam, głównie sama siebie :(

Bilans (527 kcl):
Śniadanie (161 kcl) 
*pół kromki chleba (67 kcl)
*parówka (79 kcl)
*pół małego pomidora (15 kcl)
Obiad (90kcl)
*dwie malutkie kromeczki z pomidorem i ogórkiem z przystawki w restauracji.
Kolacja(40 kcl): 
*kiwi (40 kcl)

Dodatkowo:
*u wójka wypiłam szklankę smakowej wody 36 kcl
*miska zupy (nie całe 200 kcl)

sobota, 12 kwietnia 2014

mały "sukces"

Cześć Kochane :*

Dziękuję że jesteście i mnie wspieracie to na prawdę motywuje:*

Dziś udało mi sie jak na razie zjeść tylko 447 kcl, w sumie jak dla mnie to mały sukces, poza tym planujen jedno małe jabłko na kolacje i szklankę herbaty z cukrem i cytryną do ćwiczeń:) więc w sumie wyniesie 507 :) jak dla mnie to sukces, szczególnie że planowałam na razie utrzymać 1000 kcl a od pon przejść na HSGD. Przynajmniej poprzez HSGD narzuce ograniczenie, takie maximum :)

Co do świąt nie mam bladego pojęcia, mój narzeczony chce je spędzić razem, ale miga się od przyjechania do nas, za to ja chciałabym spędzić je w domu ponieważ mój młodszy brat przyjeżdża i chciałabym tak "rodzinnie", od jedzenia się wymigam szczególnie że ostatnio jest kiepsko z pieniędzmi a więc pewnie nawet za bardzo ciast nie będziemy robić :) śniadanie zjem "jak zawsze" obiad tak samo... w końcu teraz już chodzi tylko o to żeby Jasiu sie bawił i go to cieszyło a nie żeby się nażreć.
Chyba że pojadę do Kotka do Warszawy, ale wtedy to będzie łatwiejsze, On mnie nie zmusza do jedzenia bo wie że jak się mnie zmusza to wymiotuje ;/ nawet jak nie chcę, nie potrafię nie wymiotować, to jest silniejsze ode mnie więc nikt nie wmusza we mnie jedzenia. Co nie zmienia tego że nie wiem co robić.

Właśnie mieliśmy przykrą sytuacje, podczas zabawy z dwu i pół letnim bratem ( mamy duże 4 pokojowe mieszkanie z przed pokojem) biegaliśmy i On mnie łapał, w pewnym momencie przytrzasną sobie paluszki drzwiami :( Mam nadzieje że ich nie złamał, bo mama mówi że to możliwe, ale wydaje mi się że je zginał więc po prostu mocno je stłukł :( wiem że czasem się zdarza ale nie znoszę płaczu dzieci, od razu mam ochotę się schować, w ogóle panicznie boję się krzyku, a dzieci płaczą głośno więc może to temu no nie wiem.

Jeszcze 2 dni i zaczynam kurs, będę miała więcej wymówek żeby nie jeść ("jadłam na mieście"-jedna z moich ulubionych), wracając będę mogła biec lub jechać na rowerze. No i wstając rano będę mogła dołożyć kolejny trening, myślę nad "mel b trening całego ciała" (20 min) + coś na uda i klatkę piersiową, znacie jakieś fajne ćwiczenia na nogi (głównie uda) i klatkę piersiową? :)

Bilans ( 507kcl)
Śniadanie (242 kcl) 
*1,5 parówki (118 kcl)
*pół bułki (109 kcl)
*pól pomidora ( ok 15 kcl)

Obiad (205 kcl) 
*1 ziemniak gotowany (65 kcl)
*50 g kotleta mielonego z drobiu (140 kcl)

Kolacja (40kcl)
*jabłko (40 kcl) 

+ szklanka herbaty z 1/2 łyżeczki cukru i cytryną (20 kcl)

Ćwiczenia: 
powtarzam z wczoraj ponieważ mama wczoraj nie przećwiczyła do końca, a ćwiczy ze mną :) 
w końcu robimy coś całkiem same i podoba mi się to, chociaż trochę męczy bo muszę trening dostosowywać też do Niej, temu chcę dołożyć drugi rano :)
Jednak ponieważ ćwiczenia są wykonane postaram się wieczorem przećwiczyć jeszcze cardio mel b ;)

Nie ma to jak siedzieć po skończonym treningu głodna i czekać do 18 na kolacje (jabłko) i usłyszeć ojczyma mówiącego "muszę coś zjeść" pierwsza myśl pojawiająca się w głowie "znowu? przed chwilą jadłeś"
Jestem z siebie dumna w domu wszyscy ciągle coś jedzą, a ja tylko patrze, myślę, ćwiczę i nie jem i jestem z siebie dumna.
Za chwile jedziemy na zakupy "kupić mi rzeczy do szkoły" po taką "wyprawkę" oczywiście chodzi o to żeby kupić tonę tuczącego i kalorycznego jedzenia bo przecież tu wszyscy są zawsze głodni. Wszyscy tylko nie ja.  Przynajmniej wezmę sobie kiwi. Uwielbiam kiwi, jest wartościowe, ma błonnik i mało kcl.

Dziękuję Wam :* trzymajcie się i powodzenia :*

piątek, 11 kwietnia 2014

Dream.

W poniedziałek zaczynam kurs językowy. Boje się i to panicznie, ale jak trzeba to trzeba.

Dziś przesadziłam :(
Na śniadanie zjadłam tosty z kakałem, już z samego rana ok 600 kcl
Obiad rosół z makaronem ok 200 kcl... To już 800...
Na kolacje zjem kiwi jedną koło 16 a drugą 18 to będzie dodatkowe ok 80 kcl
Do tego do ćwiczeń herbata z cytryną i 1/2 łyżeczki cukru +20 kcl
W sumie zmieszczę się w 900 kcl, nie jest źle :)

Michał zapytał co chcę robić na święta, ale ja tego nie wiem :(
Właściwie już nic nie wiem poza tym że jestem gruba przez co brzydka i że muszę schudnąć, a jak schudnę będę mogła myśleć co dalej.
Marzy mi się Burleska, wiem może to dziwne i wyzywające ale kocham to całym sercem, gdybym nie była taką grubą świnią już dawno bym tańczyła, tak najpierw waga potem marzenia, to mnie motywuje, mam cel który jest jednocześnie wyznacznikiem marzenia. Musi mi sie udać...
Kocham patrzeć na dziewczyny skąpo ubrane i seksownie poruszające się w rytm muzyki.
Kiedyś będę jedną z Nich, musi mi się udać.
Mam jakieś takie pozytywne nastawienie :)

Ćwiczenia na dziś:
Mel b rozgrzewka, abs, brzuch, pośladki
Tiffany boczki
Mel b rozciąganie

Dalej nie wiem co z tymi porankami niby chciałabym biegać, ale boje się że szybko mi sie to odwidzi, chyba znajdę jakiś 30-40 min trening na rano żeby szybko przed szkołą poćwiczyć.


czwartek, 10 kwietnia 2014

I won't to be perfect...

Cześć Kochani :)
Ogólnie jest ciężko, Michał rzadko jest na internecie i strasznie mi go brakuje, po za tym żal mi go przez moje wiecznych podejrzenia na pewno cierpi... Ja bym cierpiała, właściwie cierpiałam jak w poprzednim związku słyszałam "może nie będziesz mnie już tak często zdradzać", więc wiem co On musi czuć gdy ciągle mu wmawiam że coś jest nie tak, ale jak mam wierzyć że mnie kocha? taką obleśną grubaskę.
Jak ktokolwiek mógł mnie kochać, a co więcej sypiać ze mną, obrośniętą tłuszczem, nie rozumiem facetów.
Ja bym na siebie nawet nie spojrzała, fuj... grubas ... obleśny grubas, sumo, tak to widzę w lustrze, jestem zwykłą grubaską, w dodatku czuję się jak ostatnia szmata, nie wiem czemu, ale tak się czuję.
DNO tyle umiem powiedzieć na swój temat.

Mama mówi że chudnę w oczach, fakt moje rzeczy powoli zaczynają na mnie wisieć, to dobrze, muszę być chuda i piękna, bo chude jest piękne <3
Poza tym zapomniałam że mam debet w banku,zaś z niego dzwonili i mnie zdenerwowali, przecież jak będę miała pieniądze to to zapłacę, w końcu to jeszcze nie tak dużo...

Bilans dziś całkiem w porządku, ćwiczenia myślę że też chociaż chciałabym jeszcze jakieś dołożyć, macie jakieś propozycje na szybkie i dobre poranne ćwiczenia Kochani? 

Wiem że miałam zjeść 1000 kcl ale za żadne skarby nie umiem już nic wcisnąć do "jadłospisu" szczególnie że już zjadłam kolacje i jest po 18 a po 18 nie wolno jeść...
Myślę że od pon spokojnie będę mogła zacząć HSGD :)
ktoś się chce przyłączyć? :D

Bilans (862 kcl) 
śniadanie (147 kcl) :
-2x kromka chleba tostowego (2x60 kcl) 120 kcl
-ćwiartka małego pomidora (ok 50g) 7 kcl
-cherbata z cukrem (1/2 łyżeczki) i cytryną 20 kcl

Obiad (600kc;)
-miska zupy ok 200 kcl
-kotlet ( 0k 130g) 290 kcl
- 1,5 ziemniak gotowany ok 77 kcl
- pomidor  ok 33 kcl

Kolacja (115 kcl)
-pól serka bananowego 55 kcl
-kiwi 40 kcl
+do ćwiczeń herbata z 1/2 łyżeczki cukru i cytryną ok 20 kcl

Ćwiczenia:
1.Mel b rozgrzewka
2.Mel b cardio
3.Mel b abs
4.Mel b brzuch
5.Mel b pośladki
6. Mel b ćw rozciągające i rozluźniające.

środa, 9 kwietnia 2014

Never give up...

W sumie sama nie wiem od czego zacząć... 
Michał jest jednocześnie tak słodki i tak denerwujący że nie wiem co mam myśleć.. 
Nie wolno pojawiać się i znikać kiedy się chce, uczucia to nie zabawki, jednak dużo osób tego nie rozumie. 
Chyba dalej nie wiem co ze świętami, dziwne nie? święta tuż tuż a ja nie mam pojęcia co robię. 
Ale sama sobie takie życie wybrałam, życie w nie pewności, tęsknocie i wiecznie się o wszystko martwiąc. 
Dziś jednak chyba mam dobry humor. 
Po mimo koszmarnego bilansu kalorii ;/ 1400kcl... masakra.. zapomniałam się i to poważnie. 

Trening na dziś: 
1.mel b rozgrzewka 
2. mel b abs
3. mel b brzuch
4. mel b pośladki 
5. Tiffany boczki (zależy czy mama będzie chciała) 
6. mel b rozciąganie 

Chyba mogę już dołożyć trening biegowy rano... wstawanie o 6 i tak będzie męczące, a tak... wstane o 5.30 przed szkołą to będzie idealne, więc od poniedziałku powoli trening biegowy i HSGD ... 
Muszę narzucić sobie jakieś ograniczenia bo kalorie lecą ;/ :( chociaż jutro już ograniczę do 1000 kcl !

Poza tym treningi i kontrola posiłków daje mi siłę i wiarę w to że nad czymś jeszcze panuje :D 

wtorek, 8 kwietnia 2014

Wszyscy kłamią...

Cześć Kochani...
za 6 dni szkoła... nie wiem czy tego chce, już teraz ludzie na ulicy doprowadzają mnie do szału, a będę musiała z Nimi rozmawiać... ale co tam :)

Ogólnie to zaczynam zauważać że na prawdę wszyscy kłamią i to na prawdę wszyscy.
Ja... ja kłamię, głównie próbuję okłamywać sama siebie, przez co coraz bardziej się nie znoszę, czuje się jak zakłamana szmata, ale powinnam do tego przywyknąć.
Nie umiem przyzwyczaić się do tego wiecznego okłamywania samej siebie, wmawiania że jest dobrze, chociaż tak na prawdę jest koszmarnie, źle...
Właściwie to chyba źle jest z Michałem i temu muszę się okłamywać, wydaje mi się że On mnie już nie kocha, właściwie jestem tego prawie pewna, ale nie wiem czemu...
Okłamujemy się nawzajem, On że mnie kocha, ja że to wiem, ale chyba wole żyć w tym kłamstwie, nie wiem co bym zrobiła bez Niego, chyba za bardzo go kocham by uwierzyć w to że On mnie nie.
 Tak właściwie nie wiem już nic... Ponieważ momentami zdaje mi się że On mnie na prawdę kocha.
Tęsknie za Nim ... Chciałabym być u Niego, ale mówiłam mu ze 100 razy że mam jeszcze wolne ale Jego to nie ruszyło, mówiłam nie kocha mnie... Takie życie...
Zmieniłam się i szczerze zaczynam nienawidzić samej siebie...
Teraz już za późno jedyne co mi zostało to zaakceptować to że wszyscy kłamią...

No bo popatrzcie, zaczyna się od drobnych kłamstewek "gdzie byłaś i co robiłaś" dzieci często zmyślają by rodzice się nie denerwowali, rodzice by nie martwić dzieci, przyjaciele by nie zasmucić przyjaciela lub nie zranić wszyscy dookoła kłamią, ten świat i życie opiera się na kłamstwie.

sobota, 5 kwietnia 2014

Teraz to jest mój świat...

Uciekłam w świat swojej własnej bajki, którą dopiero zaczynam pisać.
Zazwyczaj jest piękna i to na prawdę, tylko Michała mi w niej brakuje...
I to strasznie... :(
Ale co tu dużo mówić... Kiedyś usłyszałam "opiekuj się swoją dziewczyną bo ktoś inny się nią zaopiekuje"
To chyba prawda... Jak zawsze jestem taka niezdarna i strachliwa...
A Michael postanowił się mną opiekować... Drażni mnie i to często tymi swoimi gadkami o tym ze możemy być parą... nie, nie możemy...
W sumie tym razem nasza kłótnia o to musiała wyglądać na prawdę komicznie.
Siedzimy i gadamy... On zaś zaczął truć o tej parze a ja nagle wkurwiona jak nigdy znów zaczęłam powtarzać że mam chłopaka i bardzo go kocham i On mnie i chcemy wziąć ślub...
Ale najbardziej rozjebało mnie...
"M:Ale On jest w Polsce, a Ty tu...
Ja: Tak, ale mam pierścionek (oczywiście musiałam pokazać mój przepiękny pierścionek na palcu) , kocham go i chce wziąć z Nim ślub i... wrócę do Polski"

I ta nie zręczna cisza... myślałam tylko gdzie się schować...

I nagle pytanie "kiedy wrócisz do Polski" "Nie wiem, to nie zależy ode mnie"

Cisza... wtedy postanowiłam że lepiej pójść do domu...
Odprowadził mnie na sbahn i pojechałam... Oczywiście na Warschauer str. się zgubiłam itd... więc moje wracanie do domu trwało ok 3 h no ale życie:D Jak się jest taką ofiarą losu jak ja to norma :D A może w moim stanie to norma... bo przecież "chcę przejść po ulicy paląc, chce być na miejscu osób którym tak zazdrościłam", więc szłam... xD

Ale tak szczerze to chyba podoba mi się to nowe życie...
Czuję się taka dumna spacerując po Berlinie na kompletniej bani z człowiekiem którego zna każdy, kto znać musi... w dodatku jak już usłyszałam "gdzie nie pójdziesz i nie zapytasz tam szybko pomogą Ci mnie znaleźć"...
Tak wsiąkłam w towarzystwo... zawsze tego chciałam... tak bardzo podziwiałam ludzi którzy mieli życie które teraz mam ja... I w dodatku jestem bezpieczna.... nic mi się w Berlinie stać nie może...
kiedyś GM... teraz DG ... nie wiem czy kiedykolwiek byłam z siebie tak dumna...
Ale teraz jestem też zależna od innych, kompletnie zależna, ponieważ jeżeli jedna osoba mnie przekreśli jestem skreślona w całym towarzystwie, muszę się pilnować jak nigdy, a osiągnę sukces o jakim mogłam tylko marzyć... w dodatku jestem o stopień wyżej niż zawsze marzyłam... Wyżej niż kiedykolwiek...
Za tydzień idziemy do Jakiegoś klubu... tam pewnie też poznam nowych ludzi...

Pakuje się w kłopoty 
Pewnie tak, ale teraz to nie ważne...

wtorek, 1 kwietnia 2014

Blondi...

Cześć Kochani :*

Ostatnio faktycznie jest trochę lepiej, właściwie już się tak nie dołuje i chyba uwierzyłam że wszystko się ułoży :*

Znów jestem blondynką, kocham to najbardziej na świecie, fakt że jeszcze tak o jeden odcień trzeba je rozjaśnić ale już lepiej <3

Mama myśli że dziś nie da rady ćwiczyć, ja myślę że da... w końcu wczoraj dała a to że dziś ją jeszcze wszystko boli? to znaczy że jest dobrze ;D Ma boleć... Skoro boli znaczy że dobrze ćwiczy...
Mi jest chyba trochę łatwiej ze względu na to że kocham ból i dzięki temu czuje że nad sobą panuje :D

Chciałabym jeszcze zacząć hsgd... ale to chyba po świętach jak już wejdzie mi w nawyk ćwiczenie i chce stopniowo ograniczać jedzenie aby potem nie cierpieć za bardzo :D
Wszystko powoli i małymi kroczkami...

Chyba powinnam zacząć przygotowywać się do szkoły :D już tylko 13 dni... <3
Trochę się boję ale w sumie... długo na to czekałam  :)
A te 13 dni pozwolą mi się idealnie przygotować <3

"Każda z nas jest jak księżniczka z baj­ki. Po pros­tu niektórych ba­jek nie opo­wiada się dzieciom na dobranoc. "

poniedziałek, 31 marca 2014

Better?

Ostatnio wszystko idzie w lepszą stronę... 
Chyba lepszą... 
Wciąż upieram się przy Project Butterfly ... Jako dla jednego z Aniołków to dla mnie bardzo ważne, nie wiem czy to temu że zawsze odczuwałam kompletny brak wsparcia i siły do tego żeby sama z tym walczyć i tylko w momentach gdy miałam przyjaciół przy sobie radziłam sobie z tym, ewentualnie zmuszali mnie żebym sobie radziła, a to jest pokazaniem że chce się pomóc.... 
Czy też dla tego że sama jestem Aniołkiem ale staram się przezwyciężyć pragnienie zadawania sobie bólu? 
dobra przynajmniej tak aby nie było tego widać... 

Ona chyba myśli że zwariowałam i jestem głupia... ale raczej o tym nie myślę bo Marek by mi powiedział:
"wiesz co ja o tym myśle..." tak On myśli że to Ona jest głupia i nie powinnam się nią przejmować... 
Może ma racje? 

I chciałabym żeby wreszcie dali mi spokój... żeby nie wtrącali się do tego z kim jestem i będę... bo na prawdę zniknę z ich żyć... nie będę się denerwować... <3

Właściwie chyba już się nie denerwuje... 
Chyba powoli to ogarniam... 

+30 dniowe wyzwanie melb zaczęte, mama ćwiczy ze mną ona tylko abs i brzuch ale zawsze cos :D 
jeszcze trzeba mi dołączyć Tiffany ale to tak za tydzień dwa jak mi się uda wytrwać :D 
Ktoś się dołącza? I tak już robiłam specjalnie dla mamy po raz 2 dzień 1 xD <3

I wiem że bez Ciebie upadnę na samo dno... ale muszę starać się złapać... <3

piątek, 28 marca 2014

Butterfly Project...

Po raz kolejny spojrzałam w lustro i pomyślałam...
"Rodzice powinni Cię nazwać szmata ale pewnie ksiądz nie pozwolił..." 
Nie wiem czemu znów uważam że jestem kompletnie beznadziejna i nic nie warta...
Czy to przez zagubienie? Czy utraty sił do życia...
Wiem ze jak nie postąpię będę musiała zranić ważną dla mnie osobę, gdzie nie postanowię mieszkać i tak ktoś zostanie skrzywdzony...
Nie lubię krzywdzić... czuję się wtedy jak szmata...

"Butterfly Project" na chwile przywrócił mi wiarę w życie, dopóki nie zauważyłam że ludziom to obojętne...

W końcu to tylko "banda nastolatków tnących się dla szpanu", jako Aniołka aż mnie krew zalewa..
Ludzie nie wiedzą jak to jest... ból uzależnia... jak heroina...
Ta chwila kiedy ostrze przecina skórę jest jak chill... idealna... perfekcyjna... wszystko nabiera nowego i pięknego koloru... najpiękniejszego z kolorów... koloru... krwi...
Powoli ciepłe, czerwone krople spływają po skórze, czujesz ciepło, spokój i pieczenie, zatracasz sie w tym... Myśląc jednocześnie że nad tym panujesz...

KŁAMSTWO

Nie panujemy nad tym, każda rzecz może spowodować kolejne szramy, jeśli z tym skończyłeś zawsze możesz wrócić... upadek, przypadkowa rana... i koniec znów żyletka jest Twoją przyjaciółką...
Jedyną i prawdziwą, ona wie... wie wszystko to czego nie wiedzą inni, ona Cię otula kiedy inni pozostawili.
Ona nie odejdzie... zawsze będzie gdzieś tam szeptać:
"weź mnie do ręki, pomogę Ci, ogrzeję, zapomnisz... prosze, nie bój się to będzie jedna malutka kreseczka, obiecuję "
 Wiesz że nie, że jak to zrobisz to się nie oprzesz ale nie umiesz odmówić, już nie, może po prostu nie chcesz? może po prostu wiesz że to pomoże, że tak będzie łatwiej, że ona zrozumie...
Że wie czego chcesz i potrzebujesz... da siłę i zapomnienie... czyli to czego teraz pragniesz...
"mam siłę żeby to zrobić, jestem silna, mogę panować nad swoim ciałem i robić z nim co chcę". 

Ona mi daje siłę, jest jedyną prawdziwą przyjaciółką

ŻYLETKA-PRZYJACIÓŁKA NA ZAWESZE

STOP PAIN  

wspierajcie Aniołki one was potrzebują

czwartek, 20 marca 2014

Gdzie Aja mam pesia? :D

Cześć robaczki ;*

Ten dzień był dziwny...
Taki jakby owiany nutką szczęścia...
Oczywiście nie obyło się bez małego "pesia" jakby to powiedział mój malutki braciszek <3

Zaczynając od tego że u dentystki "próbowałam" wsiąść do windy trzy razy (tak straszna lebioda ze mnie), ale cofałam sie za każdym razem i patrzyłam jak zamykają się drzwi i winda odjeżdża, to rozsypałam mojego kebaba cóż przynajmniej sałatka mi została xD w dodatku na Zoologische Garten (Dworzec ZOO) pokazałam swoją inteligencje ponad wszystko :D
Nie dość "zgubiłam" mamę i kazałam mojemu pieskowi jej szukać to jeszcze pytałam ludzi czy jej nie widza (tak szła przede mną) , do tego kiedy już ją szczęśliwie "odnalazłam" to gdy zjeżdżała ruchomymi schodami szłam koło niej i z nią rozmawiałam myśląc że schody po których schodze idą też na peron... okazało się są za krótkie i schodziły tylko do windy czy jakiegoś tam wyjścia... mama pojechała na dół a ja stałam i nie wiedziałam co zrobić, cały czas jej coś tłumacząc...
Większość ludzi pękała ze śmiechu...
W dodatku jak weszłam na schody zapomniałam wziąć mojego pieska na ręce i zdawało się że zwariuje bo nie rozumiał czemu schody jadą same...
Cóż ludzie mieli niezły ubaw.. szczególnie Ci którzy na Zoologische wysiedli z tego samego ubahnu i przesiadali się do tego samego co my...
Później oczywiście chciałam zrobić pamiątkowe zdjęcie w automatach na ul... nie dość że Mały coś pocykał i z 4 zrobiło się jedno to automat uchwycił moment jak mu tłumaczymy gdzie ma się patrzeć...

Tak oficjalnie potwierdzam słowa mojego 2,5 letniego braciszka... jestem ślepą gapą i w dodatku mam pesia... ale jak kiedyś ktoś powiedział to właśnie sprawia że jestem sobą, pechową, roztargnioną wiecznie zagubioną lebiodą...

Dobrze że są ludzie którzy kochają takie ofiary ;) :*

Rozmowa Jasia z tatą :
Jaś: Aja mam pesia...
Tata: tak?
Jaś: Aja mam dużo pesia... bam dziurcia i hau hau ham...
(patrzy na mnie)
gdzie Aja mam pesia?

tak uwielbia słuchać jakiego to "mam pesia"

poniedziałek, 17 marca 2014

Za młoda?

                            "Nie zawsze piękne zakończenie jak w bajkach"

Świat wiruje w oku mnie a ja stoję w miejscu...
Michał chce żebym wyjechała do Niego do Warszawy...
Czemu to wszystko jest takie trudne?
Moje marzenie z dzieciństwa? Berlin... od zawsze i na zawsze... teraz tu cierpię ale pojawiają się promyki światła i to coraz częściej więc wiem że bym to ogarnęła...
Z drugiej strony... tak bardzo go kocham <3

Ale w Cieszynie mam tylu przyjaciół... Ola, Kasia, Marek... Sandra...Kasjer...
 Potrzebuje ich, oni znają mnie jak nikt inny i wiem że ja bez nich to nie ja...

Są trzy miejsca w których pragnę być ponad wszystko i nie umiem wybrać...
Kim będę ja w Warszawie?
Tu dzięki Twoo i jednemu czy dwom wyjściom nie jestem już tylko zwykłą Ania, a "wonderful Engel" fakt że tylko dla paru osób ale jestem coraz bliżej coraz większej ilości osób... Jestem coraz bliżej osiągnięcia mojego celu i bycia znów sobą... ta "licealną" Anusią, "gwiazdą" "księżniczką" czy jak zwał tak zwał... tą która kochałam i wszyscy poza Olą i Markiem znali oni znali Ania... zwykła i prostą dziewczynę...

W Cn tak ja to ja... i tyle mam do powiedzenia bo każdy wie jak jest :D
mogę być kim chce w środowisku którym chce...

A w Wawie? tam znów będę nikim...
Nikim mającym wszystko bo mając Michała obok mam cały mój świat...
i to jest takie skomplikowane...

trzy opcje... jeden wybór... i jak ja się mam nie denerwować i nie stresować?
Chciałabym ale nie umiem... nie umiem wybrać...
Chyba jestem za młoda...

niedziela, 16 marca 2014

:)

Humor nagle mi się poprawił, wszystko jest jakieś takie lepsze :) 
Michał się prawie nie odzywa, ale powoli się przyzwyczajam... 
Właściwie znów mam ochotę żyć... Mówiłam że ktoś czuwa nad mną calutki czas :) 

I tak właściwie nawet jeśli żałuje czasu który zmarnowałam na smutek myślę że wszystko powoli się ułoży :) 
Musi się ułożyć żebym znów mogła pisać moje piękne posty:P o Tym jak bardzo kocham :D 
Myślę że niedługo wybiorę się na imprezę, w końcu z tego Berlin słynie :) 

czwartek, 13 marca 2014

Nic...

Wszystko się sypie... mój związek, moja przyjaźń... tak jakby to wszystko było porcelanowymi figurami o które dbałam w nadmiarze i przy którymś myciu i polerowaniu stłukłam je powoli... jedną za drugą na milion kawałeczków... I nie pozostało nic... okruszki, ale tego nie da sie posklejać a może jednak?

Ola mnie pociesza, odciąga od tego ale co to daje?
Złudne chwile szczęścia, ogólnie myślę że życie jest smutne i tylko czasem pojawiają się złudne chwile szczęścia...
I tak na prawdą nie mamy nic...
Bo jak się dobrze popatrzymy wszystko jest smutne...
A jakby to przemyśleć to czym jest ziemia we wszechświecie?
Niczym... okruszkiem, wiec co możemy mieć my?
Uczucia? Życiowe wartości? To wszystko przychodzi i odchodzi jest nie stałe, a skoro jest nie stałe to jest niczym...

Jest taka gra że wstrzymuje się oddech i czeka aż się zemdleje jak Cie ktoś nie reanimuje to umierasz - nie umiem na tak długo wstrzymać oddechu :(
Ktoś mnie pilnuje... Mała Hann? Babcia? Czy może to maleństwo? hm... ?

Niby nie mamy nic, ale mamy tak wiele...
Mam mętlik w głowie..
I chciałabym Michałowi powiedzieć że go kocham i żeby przyjechał nie pytając po prostu się tu pojawił i powiedział że mnie kocha... tak chciałabym odrobinę za wiele...

czwartek, 6 marca 2014

Sens...

Hej...
Chciałabym umrzeć... Nie umiem a wciąż próbuje...
Mam coraz dziwniejsze pomysły...
Jestem smutna... Przepełnia mnie smutek
I czasem patrze na gwiazdy i myśle że tam na gwiazdkach siedzą Aniołki i patrzą na nas, takie Aniołki jak ja ale one już trafiły do Nieba, One nas wspierają i próbują ocierać łzy i krew, czasem na chwile im się uda ale to jest takie trudne...
Wszytsko jest dobrze ale ja dalej sie boje i dalej płacze i nie śpie i mam koszmary...
Nie mam siły tracę ja...
Nie chce już wstawać z łózka, walcze by znów się nie pociąć i nie wiem ile jeszcze mam siły żeby walczyć...
Nie wiem czy mam chęci żeby walczyć...
Nie widzę sensu, sensu życia, miłości tak na prawde nic nie ma sensu
Oddychanie, jedzenie picie, po co?
Przeżywam każdy dzień, wstaje, jem, pije, płacze, udaje szczęśliwą, czasem się nie uda i powiem komuś że jestem smutna ale zaraz to prostuje i tak co dzień. Jaki to ma sens?

Dogłębny smutek, tyle ...

wtorek, 25 lutego 2014

Nie wiem...

Cześć Robaczki:**
Momentalnie mam w głowie wspomnienia, ostatni rok był piękny, upadałam w nim milion razy ale zawsze były przy mnie osoby dzieki którym wstawałam, teraz ich nie ma i czuje sie jak nie wiem...
Czemu jedyne co umiem powiedzieć to nie wiem?
Jestem beznadziejna i jest tylko jedna osoba której bym uwierzyła że nie, ale ona mi tego nie powie bo nie może i to jest straszne...
I chciałabym powiedzieć że jestem szczesliwa, tak jak wszyscy tego od mnie wymagają ale nie umie, i nie chce wszystkich zawieść ale nie potrafię nie umiem nie tu...
Moje życie jest w Polsce, kocham ten kraj, kocham moich przyjaciół i całe moje życie tam...
I nie moge...

Ten dzień miał być piękny, zakupy i miałam iść na młodz... ale oni mi każą być szczęśliwą a ja nie chce... Nie tu nie teraz... znaczy byłam do puki babcia nie napisała bo ona mi przypomina o mojej porażce i eh...

Czuje się samotna, niby mam Michała ale On mnie nie słucha i zaraz wszystko uważa za chore korby, brakuje mi Marka, niech On sie już odezwie, bo był/jest moim najlepszym przyjacielem i brakuje mi go, ale ciesze że już czuje sie lepiej bo ja też dzięki temu czuje się lepiej :)

Pogubiłam się troszke:P a właściwie to nie wiem... chyba obejże film :D

piątek, 21 lutego 2014

Fear...

Podobno nadzieja jest jedyną rzeczą silniejszą niż strach, tylko że w życiu przychodzi taki moment kiedy ta nadzieja znika i po troszeczku każdego dnia jest jej coraz mniej.

                                                 STRACH

tylko tyle zostaje.
Dziś boje się, boję się jak nigdy.
Wróciłam do Niemiec żeby czuć się bezpiecznie i odpocząć ale wcale nie jest łatwo.
Wiem że w końcu nawet tu mnie znajdą, wiem że zyskałam trochę czasu by to rozwiązać,
ale to nie o siebie się teraz boje.
Boje, panicznie się boje o jedną z najbliższych mi osób (przepraszam Kochanie).
O osobę która zawsze była przy mnie, o osobę która teraz powiedziałaby coś żeby mnie podnieść na duchu, ale nie może, bo umiera.
Jak to brzmi? Marek umiera... Mój przyjaciel i opiekun, kto się mną zaopiekuje? kto będzie mnie wspierał we wszystkim nawet w najgłupszych problemach, tych najbardziej błahych jak i tych wielkich. I nie wiem jak mam sobie z tym poradzić, bo nigdy o nikogo nie bałam się tak bardzo.
Szłam na spacer i  nagle padłam na kolana i zaczęłam płakać i wiem że On by na to nie pozwolił ale nie umiem być silna, nie potrafię...
Boje się najbliższych dni nie tylko dlatego że On może umrzeć ale dlatego że ja sobie z tym nie poradzę, nie chce... nie mogę... 

                                   NADZIEJA UCIEKA,STRACH JĄ POKONUJE

Boje się każdej chwili, każdego oddechu, boje się zasnąć ale jeszcze bardziej obudzić...
Boje się każdej wiadomości, strach opanował każdy mój dzień ...

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Be Happy...

Bańka szczęścia pękła, jest tragicznie...
Mój związek się sypie, moja best jest w 6 miesiącu ciąży w szpitalu, z Duśką ledwo co gadam, Kaś ma problemy miłosne-chyba jak zawsze, no i  Marek... On jest w szpitalu, ma poważną operacje i szczerze strasznie sie martwię.

Wiecie życie jest dziwne, raz jesteśmy pewni swojej przyszłości i każdego kolejnego dnia, a chwile potem to wszystko tracimy... Pewność i jakakolwiek harmonia znikają i pojawia się tylko ból, strach i milion pytań.
Co dalej?
Co powiedzieć?
Ja pomóc innym jak samemu sobie nie radzimy?
Co ma sens? W co brnąć dalej?a co odpuścić?

Milion pytań zero odpowiedzi. I czujemy się zagubieni, szukamy odpowiedzi, i nagle wszyscy wymagają żebyśmy je znali.

Mam 20 lat, a ludzie oczekują że będę stabilna, ustatkowana, poważna i że nagle zmienię się w "dorosłą kobietę", ale ja taka nie jestem. Kocham się wygłupiać, często płacze a zaraz potem się śmieję do rozpuku, moje życie jest kolorowe, nawet jak momentami się gubię w ciemności.
I nie rozumiem czemu ludzie wymagają żebym zaczęła żyć szarym, smutnym życiem.
Czemu w wieku 20 lat mam rezygnować z życia i z marzeń?
Czemu teraz mam wybierać swoją drogę.

Jestem młoda, przede mną długa i trudna droga, droga do przyszłości której teraz nie znam i nie mam ułożonej i popełniam błędy, ale kto ich nie popełnia? Przejdę tą drogę, nie do szczęścia, bo szczęście to nastrój, drogę do przyszłości.
I nikt nie może zabronić mi płakać czy być smutnym, nikt nie zmusi mnie do szczęścia, ktoś może je spowodować i są osoby które to potrafią, ale nikt mnie do tego nie zmusi.
I jeśli komuś się nie podoba to jaka jestem i to że jeśli chce być dla mnie kimś bliskim potrzebuje wsparcia i czasu to niech po prostu odejdzie, bo ja sama nie zostanę, bo w moim życiu są osoby które mnie kochają ponad wszystko i wiem że mnie nie opuszczą.

I jestem im bardzo wdzięczna i kocham je tak samo mocno i także ich nie opuszczę.
Więc jeżeli ktokolwiek jeszcze chce się ze mną sprzeczać z tym że popełniam błąd, może i tak ale to moje błędy i to nie ta osoba będzie słuchała mojego płaczu, bo Ci którzy będą go sluchali, wspierają mnie nawet jak wiedzą że robię największą głupotę w moim życiu.

Wiec nie poddawajcie się, bądźcie sobą i kroczcie dumnie do celu, nawet popełniając ogromne błędy.

Paa:* Kocham Was :)